MOJA ŚWIĘTA MAMA
- 23.10.2015
- Cudowne historie - "Dzieci Pana Boga"
- 2244 Czytań
Mama Pierluigiego nie była malarką. Po prostu malowała w wolnych chwilach. Lubiła muzykę i taniec, grała na pianinie, jeździła na nartach, jako lekarka miała swój samochód, co nie było takie zwyczajne w jej czasach. Była normalną mamą jakich wiele: kochającą, zatroskaną, ale pogodną i mającą mnóstwo pasji, które urozmaicały jej życie. Bardzo angażowała się w życie religijne. Wychowana w dużej i bardzo pobożnej rodzinie, już jako młoda dziewczyna była członkiem Akcji Katolickiej. Marzyła o wyjeździe na misje, jednak nie pozwoliło na to jej zdrowie. Skończyła studia medyczne i pracowała u swojego wuja. To właśnie tam poznała Piotra. On miał wtedy już 43 lata, a ona 33. Jednak uczucie, jakie ich połączyło, i listy, które Joanna pisała do swojego narzeczonego, są tak pełne gorących i pięknych słów, że zostały wydane i przetłumaczone na język polski. Stanowią dziś wspaniały przykład i inspirację dla młodych ludzi szukających miłości.
Pierluigi był ich pierwszym dzieckiem. Żyli jak każda rodzina. Joanna prowadziła praktykę lekarską. Pacjenci do dzisiaj wspominają jej zaangażowanie. Była dla nich taką dobrą panią doktor z sąsiedztwa.
Rodzina Mollów powiększała się. Pierluigi miał już dwójkę rodzeństwa. W łonie jego mamy pojawiło się kolejne maleństwo. Niestety, lekarze stwierdzili w jej ciele także groźny nowotwór. Doradzali jej usunięcie dziecka. Tego jednak nie mogła przecież zrobić. To była kolejna ukochana istota, której pragnęła dać życie. Podjęła ryzyko. Była przecież nadzieja, że wszystko ułoży się dobrze i po porodzie będzie można zająć się leczeniem.
Mała Gianna Emanuela przyszła na świat, jednak stan zdrowia jej mamy gwałtownie się pogorszył. Pierluigi miał wtedy tylko pięć lat, ale pamięta te momenty jakby to był wczoraj: "Pożegnała się ze mną inaczej niż zwykle ... Mam to przed oczami do dzisiaj. Jej spojrzenie. Przytuliła mnie jakoś inaczej. Zastanawiałem się, czemu mama tak się ze mną pożegnała. Jakby coś chciała mi przekazać. Nie zdawałem sobie sprawy ze stanu mamy. Próbowaliśmy z siostrami odwiedzić ją w szpitalu, ale nie wpuszczono nas. Tak naprawdę widziałem ją ostatni raz już martwą, na stole w domu .. :'. Potem wspomina, jak zbierał dla niej w ogrodzie konwalie, jej ulubione kwiaty. Niestety, nie zdążył ich już jej dać: "Ułożyłem je wokół jej ciała ... i pogłaskałem ją ... Wtedy zrozumiałem, że nie było jej tam, że żyje, ale gdzieś indziej ... " - mówi dzisiaj ze łzami w oczach.
Wówczas Pierluigi wszystkiego nie rozumiał. Nie mógł się pogodzić z odejściem kochającej mamy. Miał nawet dziecięcy żal do swojej maleńkiej siostry, że to przez nią umarła. Wspomina, że chciał z tego powodu wyrzucić Giannę przez okno. Dopiero gdy sam wiele lat później został ojcem i trzymał w objęciach swoje dziecko, zrozumiał, że postąpiłby tak samo jak jego mama. Takie jest prawo rodzicielskiej miłości.
Papież Jan Paweł II kanonizował Joannę Berettę Mollę w maju 2004 roku. Przyczynił się do tego niezwykły cud za jej wstawiennictwem, który wydarzył się w dalekiej Brazylii, w tym samym kraju, w którym młoda Joanna chciała zostać misjonarką. Dała w ten sposób szansę na życie kolejnemu maleństwu, które bez jej pomocy z nieba nie mogłoby się urodzić. Na placu św. Piotra był jej mąż, który bardzo wzruszony podziękował Ojcu Świętemu osobiście za tak niezwykłe wyróżnienie jego żony, i dzieci.
Pierluigi z uśmiechem mówi dzisiaj, że jego mama była ostatnią świętą kanonizowaną przez Jana Pawła II, więc kiedy ten wielki papież odchodził do Ojca, to ona pierwsza powitała go w niebie ...
Za: http://gosc.pl/doc/1179191.Beretta.Molla-swieta-z-klasa
M. Krzyszkowski, „Dzieci Pana Boga” wyd. Rafel, rok 2015 str. 55 - 57